[O] Han Solo - najgorsza część?
Han Solo (w oryginale po prostu "Solo") miał być drugim (po Rogue One) spin-offem, czyli filmem rozszerzającym świat "Gwiezdnych wojen". Opowiada wcześniejsze niż w sadze losy jednego z ulubionych jej bohaterów, czyli tytułowego Hana. W zasadzie był to pewniak, bo co tu się mogło nie udać? Przestępcze podziemie, starcia między gangami, wszystko to na tle będącego u szczytu potęgi Imperium, z historią młodych Hana Solo i Lando Calrissiana na głównym planie - toż to samograj! A jednak wszyscy jak jeden mąż narzekali, film zarobił "marne" 100 milionów dolarów (przy ośmiuset Rogue One) i jest to chyba najniżej oceniana część filmowej sagi.
Veto!
Dziś obejrzałem sobie Hana Solo i stwierdzam, że - zwłaszcza na tle Skywalker - Odrodzenie - jest to całkiem fajny film. Historia jest prosta, zwroty akcji raczej przewidywalne, efekty specjalne znośne - czego tu chcieć więcej? Mam wrażenie, że widzom najbardziej przeszkadzało to, że w roli głównej nie wystąpił młody Harrison Ford. I nie powiem, jest to dość rozsądny zarzut, bo Alden Ehrenreich (młody Solo) nie ma "tego czegoś", co bez wątpienia miał młody Ford. Tego wdzięku, tego uśmieszku, tej zawadiackości. Ehrenreich robi co może - i to widać - stara się być dobrym Hanem i ja osobiście w ogóle nie mam do niego pretensji. Innymi słowy, mnie pasuje. I to bardziej, niż wychwalany w recenzjach Lando, choć nie zrozumcie mnie źle, Donald Glover zagrał bardzo dobrze. Jednak według mnie ten Lando nie pasuje do Lando granego przez Billy'ego Dee Williams, jest za bardzo... ehm... cwaniakowaty? O Emilii Clarke się nie wypowiem, bo ile jestem wielkim fanem jej urody, to rzeczywiście kunsztu aktorskiego za wiele się tu nie znajdzie (przepraszam za brutalność, ale naprawdę, Thandie Newton, grająca Val, była na ekranie w sumie może kwadrans, a wypadła bardziej przekonująco).
Scenariusz, jak scenariusz. Nie miałem żadnych wymagań wobec tego filmu, więc nic mnie tu ani nie zaskoczyło, ani nie rozczarowało. Ot, fabułka. Disney postanowił, że fani chcą zobaczyć, jaki zawadiacki był Solo od samego początku, jak poznał Chewbaccę i Lando, jak wszedł w posiadanie "Sokoła Millenium" i tym podobne. Oczywiście musiało się tu znaleźć także pokazanie słynnej trasy na Kessel, przy czym nie mogę wyjść ze zdumienia, że Disney w nowych częściach nie "wyprostował" kwestii z "Nowej nadziei", kiedy to Solo chwali się, że przebył drogę na Kessel w zaledwie 12 parseków (co ma być nielichym wyczynem). Rzecz w tym, że parsek nie jest jednostką czasu, tylko odległości - coś, jakby Solo chwalił się, że przebył drogę do Rzymu w zaledwie 200 kilometrów. Fani zwracali na to uwagę, ale Disney postanowił brnąc w to dalej i w "Przebudzeniu mocy" Rey nawiązuje do tego, a Han dalej utrzymuje, że to było 12 parseków. Tutaj jest to powtarzane wielokrotnie - no cóż.
Efekty specjalne nie są złe, a scena na pociągu nawet całkiem fajna. Kiedy jednak zobaczyłem "Sokoła Millenium", coś mi w nim nie pasowało. Do tego stopnia, że zaraz po filmie sprawdziłem i rzeczywiście, ten nowszy "Sokół" miał z przodu... czubek:
...którego nie ma wersja znana z sagi:
Ot, taka ciekawostka.
Jedyną "dziwaczną" rzeczą, która w jakiś tam sposób mi przeszkadzała, był robot-nawigator, L3-37. Nie wiem, jakoś ten wątek (i te wolnościowe akcenty, i te "babskie" pogaduszki, i wątek zakochanego Lando) wydał mi się wciśnięty na siłę, jakby ktoś stwierdził, że skoro mamy blockbustera, to trzeba do niego wcisnąć walkę o równość, nieoczywistą miłość między człowiekiem a robotem i jeszcze do tego "mądrość" sztucznej inteligencji, która daje dobre rady zagubionej ludzkiej kobiecie...
Taki mocny średniak
Przechodząc powoli do podsumowania - moim zdaniem Han Solo radzi sobie. Nie jest to najlepsza część filmowej serii, ale nie jest też najgorsza. Równa do średniej, ot co. Oglądało mi się tę część dużo przyjemniej niż Skywalker - Odrodzenie, gdzie po prostu aż zęby bolą od miałkości scenariuszowej. Tu niby z jakością scenariusza nie jest dużo lepiej, ale to osobny, oderwany nieco film, a nie zwieńczenie jednej z największych filmowych sag.
Czy polecam? Tak, obejrzyjcie, jeśli nie widzieliście. Tylko nie z polskim dubbingiem!
Komentarze
Prześlij komentarz