[O] Gra o tron - Koniec

„Nie o takie zakończenie drzwi trzymałem”
Hodor

"Grę o tron" zacząłem oglądać trochę przypadkowo, kiedy kolega z pracy (pozdrawiam Cię, Pawle!) strasznie się tym serialem ekscytował. No, przekonał mnie tym i wszystkich siedem sezonów po prostu pochłonąłem. Polubiłem bohaterów, polubiłem tę historię - intrygi, zwroty akcji, zaskakujące wątki. A potem... dowiedziałem się, że na sezon finałowy trzeba czekać dwa lata (!) I w dodatku ten finałowy sezon będzie miał zaledwie 6 odcinków (ale - jak zapewniali twórcy - każdy z nich będzie niemal pełnometrażowym filmem). Nadszedł rok 2019, "Gra o tron" wyszła na ostatnią prostą.

Zacznę może od tego, że - jak obecnie wszyscy chyba - miałem złe przeczucia. Już poprzedni sezon sugerował, że scenarzyści idą mocno na skróty i postaci zaczynają zachowywać się... dziwnie. No, ale zagrożenie ze strony Nocnego Króla było ogromne, stawka wysoka...

Obecnie wszyscy narzekają na ósmy sezon, ale ja powiem tak: jest on logiczną konsekwencją sezonu siódmego (a może i szóstego). Mam wrażenie, że w pewnym momencie doszło do rozmowy w rodzaju: "Hej, jak długo będziemy to jeszcze kręcić? - Dwa, może trzy sezony - Dobra, to musimy szybko, szybko poubijać tych i tamtych, to zrobimy tak, a to tak - Ale to nie ma sensu - A my nie mamy czasu, nie da się inaczej". No i mamy to, co mamy.

O co jednak ta cała drama? Czy sezon finałowy jest naprawdę taki słaby? Ja mam względem niego kilka konkretnych zarzutów.

Nocny Król

Przez siedem lat straszono nas Nocnym Królem. Że potężny, że groźny, że nie ma litości. I faktycznie, tak to wyglądało - im bliżej końca, tym bardziej poznawaliśmy potęgę armii Nieumarłych, no i co tu mówić - włos jeżył się na głowie. Kto podoła takiemu przeciwnikowi? Dochodzimy zatem do (fatalnie ciemnego) Odcinka Numer Trzy, który boleśnie zawiódł moje oczekiwania (bardzo duża część budżetu została pochłonięta przez bitwę, podczas której prawie nic nie widać). Nocny Król praktycznie zwycięża, jego zastępy wprost zalewają Winterfell i... nagle "z powietrza" pojawia się Arya i dźga Króla nożem. Ciach. Król ginie, jego oddziały rozsypują się w proch. Co?! Taka potęga, o której pisano legendy, straszono nią dzieci, która spędzała sen z powiek pokoleń i... to już? Bardziej absurdalne byłoby chyba, gdyby Nocny Król kichnął i odpadła mu przy tym głowa. Zupełnie nie kupuję tego rozwiązania.

Jaime Lannister

Jaime jest postacią, która zmieniła się chyba najbardziej na przestrzeni całego serialu. Od przemądrzałego dupka i cwaniaczka po honorowego rycerza, doceniającego poświęcenie i dane słowo. Ja osobiście szczerze go polubiłem, chociaż długo, naprawdę długo był mi solą w oku. Za dobrze to jednak szło, więc scenarzyści w czwartym odcinku finałowego sezonu postanowili, że Jaime przekreśli tę swoją przemianę i pogna w objęcia Cersei, mimo że go zdradziła, mimo że jest wrogiem, mimo że... Przez chwilę łudziłem się, że może będzie to powrót tragiczny, tj. Jaime poświęci swoją miłość do Cersei i po prostu ją zlikwiduje, żeby oszczędzić wszystkim walk i wojny. Nie.

Daenerys

W przypadku Matki Smoków twórcy serialu poszli na całość. Z królowej, która oswobadza maluczkich i gnębi złych, Danka awansowała nagle na - jak stwierdzili fani - Hitlera. Jak napisał ktoś w komentarzu, Daenerys kompletnie "oderwała się od peronu" i wymordowała kilkusettysięczne miasto. Bo tak. Jasne, można to niby uzasadniać śmiercią Missandei czy goryczą po stracie drugiego smoka, ale kompletnie nie pasuje to do charakteru postaci, która wcześniej zwykłych cywilów chroniła i oswobadzała z niewoli. A tu nagle - "a, spalę se prawie milion mieszkańców". A już wizje "oswobadzania całego świata" z ostatniego odcinka jasno pokazują, że po prostu scenarzyści w ten właśnie sposób nagle postanowili "rozwinąć" postać Khaleesi.

Jon Snow

Generalnie Jon Snow nie był moim ulubieńcem, bo to taka "ciepła klucha", która łazi i smęci po kątach, ciągle mając na twarzy tę swoją płaczliwą minę. W jego wielką miłość do Daenerys kompletnie nie uwierzyłem, za to czekałem, kiedy - nieco wbrew sobie - zostanie oczekiwanym królem Siedmiu Królestw. I - do stu tysięcy beczek zjejczałego tranu - nie mam pojęcia, dlaczego tym królem nie został! Był prawowitym spadkobiercą? Był. Był rozumny i szlachetny? Był. Miał poparcie ludu i możnych? Miał. Pozbył się nowej tyranki? Pozbył się. I co? Zostaje skazany (!) na wygnanie do... Czarnej Straży, której już nie ma, bo nie ma przed czym bronić Północy. Że jak? Że królem zostaje... Bran? Który przez osiem sezonów zrobił dokładnie nic? No dobra, miał parę wizji i posłużył za przynętę na Nocnego Króla. Ponownie - nie kupuję tego.

Niechciejstwo

To największy zarzut do twórców. Im się po prostu już nie chciało tworzyć serialu - mimo wielkiego sukcesu, milionów fanów, chęci stacji HBO. Gdzieś pewnie w okolicach szóstego sezonu, po naradzie, stwierdzili, że zrobią tylko osiem sezonów i tyle. A rozpędzonej historii nie dało się zamknąć w tak krótkim czasie - żeby zachować początkowy rozmach i odpowiednie tempo, "Gra o tron" musiałaby mieć dziewięć, a może i dziesięć sezonów. Wtedy spokojnie można by doprowadzić do satysfakcjonującego zakończenia wszystkich wątków i sensownego rozwinięcia postaci. Teraz dostaliśmy tylko zakończenie "pro forma" - coś trzeba było dać, jakoś to zakończyć.

W ogóle ósmy sezon jest festiwalem pospiechu i nieprzemyślanych decyzji. To bardzo dobry przykład "leniwego scenopisarstwa" - wszystko musi się rozwiązywać bardzo prosto. Co zrobić z Nocnym Królem i jego milionową armią? A, po śmierci Króla armia rozpadnie się w proch! Jak w ogóle pokonać Nocnego Króla? A, rzućmy na niego Aryę, każmy jej efekciarsko przerzucić nóż z ręki do ręki i niech dziabnie nim niemilca! Jak zrobić, żeby lubiana w końcu Daenerys jednak nie została królową na Żelaznym Tronie? A, niech oszaleje, wszyscy ją znienawidzą, a my ją wtedy zabijemy i problem z głowy! Każdy, każdy wątek rozwiązywał się "sam", nie było tu trudnych wyborów. Nie było też sensownych. Jeśli ktoś "przeszkadzał", a nie było pomysłu czy czasu, żeby zrobić z nim coś w miarę rozsądnego, jedynym rozwiązaniem scenarzystów była śmierć postaci. A im głupsza, tym lepsza.

Jeśli ktoś jest fanem serialu, nie będzie z ostatniego sezonu specjalnie zadowolony. Jeśli jest fanatykiem, będzie wściekły. Mnie jest trochę przykro, że tak beznamiętnie i bez pomysłu zrobiono to, co zrobiono - wielka szkoda, bo mógł to być jeden z najlepszych seriali wszech czasów, a tak... Idealnie podsumowują to słowa Tyriona z ostatniego odcinka: "Wszyscy są zawiedzeni, więc mamy niezły kompromis". No cóż...

P.S. W jednym z komentarzy na YouTube znalazłem lapidarne i trafne streszczenie całego serialu: Po zamordowaniu prawowitego, choć szalonego władcy Siedmiu Królestw, wybucha konflikt o sukcesję Żelaznego Tronu. Po ośmiu latach wszyscy najbardziej żądni władzy i psychopatyczni pretendenci do tronu zostają wyeliminowani, stolica wygląda jak Drezno po bombardowaniu w 1945 roku, a smok roztapia Żelazny Tron. W związku z tym lekko zmęczeni arystokraci zgadzają się na wprowadzenie systemu elekcji królów i wybierają niepełnosprawnego outsidera myśląc zapewne, że będzie nim łatwo kierować i w spokoju dbać o własne interesy. W międzyczasie napotykamy dużo seksu i przemocy, są też zombie i smoki.

Komentarze