[W] Przebudowuję "trzymak"

Pamiętacie może prymitywny trzymak stołowy, zbudowany przeze mnie jakiś czas temu? W międzyczasie udało mi się sklecić nieco porządniejszą wersję i ta rzeczywiście okazała się już nieraz przydatna. Z tym większym żalem patrzyłem na "zmarnowany potencjał", tkwiący z boku stołu. Gdybym tam miał tę drugą wersję, byłoby idealnie - mógłbym mocować sobie drobne przedmioty, nie martwiąc się o zamocowanie samego "imadła". No cóż, trzeba zatem wziąć się za siebie i zbudować kolejną, trzecią już wersję w miejsce tej pierwszej, najmniej udanej.

Przygotowania

Postanowiłem wykorzystać częściowo materiał z pierwotnej wersji - chodzi o bukowe prowadnice, których szkoda było mi wyrzucać. Nie zastosowałem ich jednak ponownie w tej samej roli, tym razem bowiem jedna z nich miała się stać dźwignią do obracania śruby. Szczęki zrobiłem całkowicie od nowa, bo musiały być większe - ta wersja miała zlikwidować największą wadę wersji pierwszej, czyli brak śruby. A na śrubę w tamtej wersji zwyczajnie nie było miejsca.

Posiadałem jeszcze fragment poprzednio używanej kantówki, ale była ona za wąska. Pociąłem ją zatem na kawałki o długości ok. 15cm i skleiłem po trzy na szczękę:

Jednocześnie imadło miało być ciągle na tyle małe, aby można było je na stałe mieć zamontowane do mojego składanego stołu.

Usprawnienia

Korzystając z tego, że miałem dostęp do drewna bukowego, od razu przyciąłem odpowiednie kawałki i przykleiłem jako okładziny szczęk. Całość rzeczywiście jest teraz dużo większa niż poprzednio.

Podstawowym usprawnieniem stała się śruba. Tutaj trzeba było przemyśleć sposób jej mocowania, bo ruchoma miała być tym razem część bliżej "rączki".

Prowadnice postanowiłem wykonać z aluminiowych rurek, które jednocześnie będą odpowiednio sztywne i lekkie, a do tego zapewnią odpowiednio małe tarcie. Zostały one zamocowane z jednej strony do ruchomej szczęki, a z drugiej strony (pod stołem, już po przejściu przez nieruchomą szczękę) do drewnianego klocka, który nie tylko usztywnia całość, ale też stanowi "hamulec", aby imadła nie wykręcić za mocno.

Wykonanie

Najważniejszą sprawą było dokładne wywiercenie otworów, co przy pierwotnym projekcie udało się mocno średnio (wiercenie "z ręki"), przez co musiałem później mocno wyrównywać górne powierzchnie trzymaka. Tym razem postanowiłem się bardziej przyłożyć i w efekcie udało się uzyskać odpowiednią osiowość wszystkich trzech otworów. Samo wiercenie przebiegało wieloetapowo, bo w obu szczękach trzeba było inaczej popracować nad otworami prowadzącymi śrubę. W szczęce nieruchomej (przymocowanej do blatu) zastosowałem pogłębienie z zamocowaną nakrętką, która "ciągnie" śrubę. W szczęce ruchomej otwór musiał być większy, bo tu śruba tylko się obraca, bez wykorzystania gwintu. Ruchoma szczęka przesuwa się dlatego, że we wgłębieniu zamocowałem na śrubie nakrętkę, która została przykręcona do śruby, aby nie "wędrowała". Nakrętka z jednej strony jest blokowana przez ściankę szczęki, a z drugiej - przez odpowiednio przygotowany i przykręcony kawałek sklejki.

Zmodyfikowałęm też mechanizm obracania śruby - zamiast metalowej nakrętki i mniejszej śruby, przygotowałem prostopadłościan, w którym wywierciłem otwór na tyle duży, by bez problemu zmieściła się w nim "stara prowadnica" (20mm), która odtąd stała się uchwytem. Do prostopadłościanu wkręciłem też główną śrubę, w której wcześniej wykonałem otwór do przeprowadzenia wkrętu, dobrze mocującego śrubę do drewna.

Zmienił się sposób mocowania imadła do blatu. Wyciąłem odpowiedni fragment blatu, zamocowałem w wycięciu kołki, a całą nieruchomą szczękę w pierwszym etapie po prostu wkleiłem, korzystając właśnie z tych kołków. Oczywiście, to nie wystarczyłoby do pewnego zamocowania całości, więc z boku przykręciłem wycięty uprzednio fragment blatu (nic nie może się zmarnować!), a dodatkowo przykręciłem szczękę do blatu za pomocą stalowych blaszek.

Problemy

Mimo tego, że ostatecznie przyrząd działa, nabiedziłem się nad nim strasznie. Powyższy opis brzmi tak, jakby wszystko szło po maśle, ale zdecydowanie tak nie było. Postanowiłem opisać tu pułapki, w jakie wpadłem - może kogoś to od nich uchroni...

Podstawowym problemem był... brak planu. Tak, tak, znów myślałem, że zjadłem wszystkie rozumy i skoro to już trzecie podejście do tematu, nic mnie nie zaskoczy. Bardzo się myliłem.

Pierwsza pomyłka miała miejsce w momencie przyklejania bukowych okładzin. Pomysł bardzo dobry, ale pierwotnie okładzina szczęki nieruchomej miała wystawać w górę na wysokość blatu. Dzięki temu uniknąłbym wielu kłopotów przy późniejszym wymyślaniu "na gorąco" sposobu, jak pewnie i bezproblemowo przymocować imadło do blatu.

Sam fakt złego przyklejenia wyszedł dopiero po wywierceniu w obu szczękach otworu na główną śrubę - po prostu założyłem szczęki na śrubę i przymierzyłem do blatu. No i się okazało, że "zapomniałem" dzień wcześniej o przesunięciu okładziny.

Pogratulowałem sobie lotności umysłu (piękną i bogatą wiązanką), po czym - nie nauczony niczym - pracowałem dalej bez planu. Wszystko szło elegancko do momentu kompletnego złożenia całości. Wszystko było niby dobrze, ale podczas zaciskania imadła czułem dziwny, a co gorsza rosnący opór. Co gorsza, kiedy zacząłem imadło rozwierać, ruchoma szczęka została w miejscu - wykręcała się tylko śruba. I wtedy uświadomiłem sobie, że nie mam w ogóle żadnego mechanizmu, który by tę szczękę "ciągnął" podczas rozwierania. Miałem tylko otwór na śrubę, w dodatku dopasowany dość ściśle, stąd zresztą rosnący opór, bo śruba wkręcała się w obie szczęki, podczas gdy w tej ruchomej powinna się po prostu obracać.

I znów sobie pogratulowałem, po czym zacząłem obmyślać (DOPIERO TERAZ!), jak to powinno w ogóle działać. W końcu doszedłem, że po pierwsze, trzeba w ruchomej szczęce wywiercić większy otwór, aby śruba się tylko w nim obracała, a nie wykręcała/wykręcała. Aby uniknąć żłobienia przez śrubę drewna szczęki, wywierciłem otwór 15mm (prawie taki jak do prowadnic) i przyciąwszy odpowiedni odcinek rurki, wbiłem go na ścisk.

Wersja z błędem - szczęka jeździ tylko w jedną stronę...

Sprawę obrotu miałem załatwioną, teraz trzeba było wymyślić, jak zapewnić ruch szczęki. W chwili ściskania nie ma problemu, bo szczęka jest pchana przez klocek z uchwytem - ale w drugą stronę nie ma niczego, co by ją ciągnęło. Dość szybko wpadłem, że powinienem umieścić wewnątrz szczęki nakrętkę, a tę zablokować jakąś deseczką, która dawałaby opór. I znów nie przemyślałem sprawy do końca, tylko ulegając chęci szybkiego zakończenia pracy, raz dwa wszystko zmontowałem. No i co? I pstro - nakrętka zamiast blokować ruch, jeździła pięknie po gwincie śruby. Rozwiązanie było oczywiste. Trzeba było rozmontować całość i w nakrętce (oraz śrubie) wywiercić otwór, który ostatecznie ustalił położenie nakrętki. Teraz dopiero cały mechanizm zadziałał prawidłowo i szczęka zaczęła bez kłopotów jeździć w tę i z powrotem...

Wynik końcowy

Trzeba przyznać, że jestem zadowolony z efektu końcowego. Trzymak (który zmienił się w pełnoprawne imadło) spełnia swoje zadanie - mocuje przedmiot dość solidnie, by móc go obrobić, przy czym zwykle obróbka polega na cięciu lub szlifowaniu. Do wiercenia mam wersję "na blat".

Powinienem odpowiedzieć sobie teraz tylko na jedno pytanie: nie można tak było od razu? Trzeba było stracić materiały i mnóstwo czasu? Na swoje usprawiedliwienie powiem tylko, że poprzednio WYDAWAŁO mi się, że rozwiązanie ze ściskami stolarskimi się sprawdzi... Cóż, to się chyba nazywa zdobywaniem doświadczenia.

Komentarze

Prześlij komentarz