[O] Kosmiczne jaja

Było już sporo wpisów o "Gwiezdnych wojnach", przyszła więc pora na odświeżenie sobie parodii autorstwa Mela Brooksa o nazwie "Kosmiczne jaja", czyli w oryginale "Spaceballs". Jeśli ktoś nie widział, a zna filmy Lucasa, to zachęcam do sięgnięcia - w ogóle warto sobie odświeżyć filmografię Brooksa, z niezapomnianymi "Płonącymi siodłami" na czele.

Akcja filmu rozgrywa się w jakiejś dalekiej galaktyce, zaś sam film zaczyna się długą (naprawdę długą!) sceną przelatującego super-krążownika "tych złych". Intryga kręci się wokół tego, że prezydent Skroob (w tej roli sam Brooks) po zniszczeniu atmosfery na planecie Spaceballs chce porwać księżniczkę Vespę, córkę króla Rolanda, władcy planety Druidia. Druidia ma się stać źródłem powietrza dla Spaceballs. Wyprawą dowodzi czarny charakter, lord Dark Helmet (Rick Moranis) oraz dowódca super-krążownika, pułkownik Sandurz (George Wyner). Król Roland zleca odnalezienie i ochronę córki najemnikowi o imieniu Lone Starr (Bill Pullman) i jego pomocnikowi, Barfowi (John Candy). Będzie to jednak niemożliwe, jeśli Lone Starr nie odnajdzie drogi do poznania potężnej siły, zwanej "the Schwartz" (po polsku: "Szmoc"), której tajemnicy strzeże mistyczny Yogurt (także Brooks)...

W filmie można znaleźć odniesienia nie tylko do "Nowej nadziei" Lucasa, ale także "Obecego" Ridleya Scotta (ba, udało się nawet namówić samego Johna Hurta, aby zagrał... siebie, gdy jego ciało opuszcza właśnie obcy!) czy "Planety małp" lub "Akademii policyjnej" (Michael Winslow i wydawane przez niego odgłosy). Reżyser nie ma litości dla nikogo i niczego, choć na tle "Płonących siodeł" "Kosmiczne jaja" są raczej łagodne. Generalnie można się nieźle uśmiać, jeśli nie jest się zbyt ortodoksyjnym fanem "Gwiezdnych wojen", który podchodzi do tej sagi bardzo serio. Mnie jednak niezmiennie bawią słuchawki księżniczki Vespy, "virgin alarm", przeczesywanie pustyni, scenka filmu w filmie czy dublerzy. Fakt, że momentami jest wręcz głupio (Megamaid i zabawa pstryczkami), ale tak właśnie ma być!

Zachęcam zatem do obejrzenia, zwłaszcza w jakieś ponure, pochmurne popołudnie-wieczór, jakich będzie teraz przybywało. Może kupicie sobie potem figurki i będziecie się bawić tak, jak Dark Helmet?

Komentarze

  1. Oglądałam.:))) Wprawdzie dawno, ale jeszcze trochę pamiętam.:))) Ta pierwsza scena z przelatującym krążownikiem jest super.:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D ja się teraz nastawiam na "Płonące siodła" właśnie, a potem chyba na "Młodego Frankensteina" :) A jak w ogóle będę potrzebował odmóżdżenia, to pozostaje już tylko "Hot Shots" i "Naga broń" :D

      Usuń

Prześlij komentarz